Duży drewniany wieszak w poczekalni, czyli refleksja o byciu psychoterapeutą systemowym.

bea3a99d-5662-4a12-b5ba-9a17c4912146jpeg

Gdy myślę o moim byciu psychoterapeutą systemowym, w głowie pojawia mi się taki oto obrazek:

W poczekalni stoi duży drewniany wieszak. Taki mocny, stabilny, z miejscem na płaszcze, kurtki i wykwintne kapelusze. Jest nawet stojak na parasole. To w sumie nie jest istotne, że w żadnym z moich gabinetów nie ma (edit: na dzień dzisiejszy już mam takie wieszaki w dwóch gabinetach) takiego wieszaka, gdyż i tak widzę go w mojej wyobraźni.

Na wieszaku tym często odpoczywają przeróżne okrycia. Czasem jest to ciężki, dostojny płaszcz, a niekiedy cudownie kolorowy przeciwdeszczowy płaszczyk, uśmiechający się na powitanie przezabawnymi wzorami. Bywa, że odwiedzi mnie dystansujące się do wszystkich gości napuszone futro, które odwiesiła na czas sesji wiecznie zmarznięta dama. Wiszą tam szale, chusty, skore do rozmowy kurtki w szkocką kratę, powściągliwe meloniki i uwielbiające rywalizować sportowe czapki z daszkiem.

Do gabinetu wchodzi osoba. Czasem mała, czasem duża, czasem zatroskana, a czasem ochoczo wbiegająca, żeby podzielić się ekscytującymi spostrzeżeniami. Przychodzi sama, przychodzi z kimś, niekiedy wchodzi z osobą towarzyszącą, ale mam wrażenie, jakby przyniosły one ze sobą również przepaść.

Wszystkie okrycia na chwilę mogą zostać odwieszone, odpocząć sobie nie będąc zaangażowanymi w nasze dyskretne rozmowy… i bywa, że także w porywające zabawy. Ten wieszak i ta poczekalnia są właśnie dla nich, dla tych wszystkich okryć.

W kieszeniach pozostają klucze, zapalniczki, proce, otwieracze do butelek, korkociągi i to wszystko, co może się klientom przydać w przeróżnych codziennych sytuacjach. W tych sytuacjach poza gabinetem, w szkole, w pracy, w przedszkolu, w domu, na placu zbaw czy też w restauracji. Oczywiście każda osoba, jeśli tylko tylko czuje taką potrzebę, może również wnieść do gabinetu zarówno swoje okrycia, jak i te wszystkie istotne przedmioty. Ważne jednak jest to, że każdy wie, że może to też na chwilę odłożyć i że takie właśnie jest przeznaczenie tego miejsca.

Psychoterapia nie jest dla mnie czymś w rodzaju protokołu, czy też procedury, w której poruszam się punkt po punkcie, odhaczając kolejne załatwione sprawy. Nie jest jedynie rozwijaniem kolejnych wglądów, ale raczej doświadczeniem chwili i relacji, w których może zajść użyteczna dla klienta, rozpoznana i zdefiniowana przez niego zmiana. W tym znaczeniu nie jest więc ona procesem czysto poznawczym, a raczej odpowiada on procesowi doświadczeniowemu, czyli kodującemu rzeczywistość poprzez metafory, obrazy i narracje.

W trakcie sesji możemy odłożyć to co w naszej codzienności nas okrywa, zasłania, chroni. Oczywiście stanie się to dopiero wtedy, gdy poczujemy się bezpiecznie, tak jak ściągamy nasze okrycie dopiero wtedy, gdy pomieszczenie wyda nam się przyjaźnie ciepłe.

Gdy sesja dobiega końca zdarza się, że dzieci, zwłaszcza maluchy, wsadzają do swoich kieszeni jakieś zabawki, aby je potajemnie wynieść z gabinetu. Czasem pytają czy mogą sobie pożyczyć jakąś do następnego spotkania, albo o to, w którym sklepie można ją kupić. W kieszeniach wynoszą jednak o wiele więcej. Wynoszą to czego doświadczyli z zadowoleniem, z dumą, zaciekawieniem, wzruszeniem, bywa też tak, że ze smutkiem, żalem, frustracją czy też złością. Nie tylko dzieci to robią, dorośli również.

Wychodzą z gabinetu, zakładają swoje okrycia, wkładają nowe doświadczenia, emocje i narracje do swoich przepastnych kieszeni. Co dzień będą nosić je teraz ze sobą. Będą sięgać po nie i się im od czasu do czasu przyglądać. Część zgubią na jakiejś ławce w parku, zostawią przypadkiem na przystanku autobusowym, coś wypadnie im przy próbie przeskoczenia przez wielką kałużę, która nagle zagrodziła im drogę. Część natomiast już z nimi zostanie. Będzie leżeć w zakamarkach kieszeni i przy każdej następnej sesji cierpliwie na nich czekać na dużym drewnianym wieszaku w mojej poczekalni.

Przyjdzie też taki dzień, że te ciekawe okrycia nie pojawią się już nigdy więcej na tym wieszaku, nie pojawi się zawartość kieszeni, nie pojawią się także ich właściciele. Będę spoglądał wtedy na nowe płaszcze i kurtki, kapelusze i czapki. Od czasu do czasu powrócę jednak do nich pamięcią i z życzliwością zamyślę się nad tym, co tam u nich słychać, czy okazują się przydatne w przeróżnych codziennych sytuacjach, albo czy może stały się podarunkiem dla jakiejś innej osoby.

Może kiedyś spotkamy się na ulicy i wymienimy się uśmiechami, dając sobie sygnał, że pamiętamy o sobie i byliśmy dla siebie istotni.

Fragmenty pierwotnej wersji artykułu, który w rozszerzonej wersji ukazał się później w:
Adamczyk R. (2018), Co dzień noś na dużym stojącym wieszaku. W: D. Staniszewski (red.). Czytanie uczy, bawi, leczy (64-70). Łódź: Koło Łódzkie PTB

371f7429-5a9f-4843-8376-0d8846e25ed6jpeg